ZETBUD po nieudanym początku rozgrywek zabrał się do odrabiania start do najlepszych ekip obecnego sezonu i robi to z dobrym skutkiem. Druga z rzędu wygrana tej drużyny i to w dobrym stylu z wyżej notowanym rywalem wskazuje, że ZETBUD wrócił na dobre tory. MEGATOUR natomiast po udanym starcie w obecnym sezonie doznał drugiej z kolejnej porażki i zrównał bilans zwycięstw i porażek. Wysokie zwycięstwo ZETBUDU w tym spotkaniu może wskazywać na łatwy mecz lecz nic bardziej mylnego. Pojedynek w znacznym stopniu toczony był w okolicy remisu i żadnej z drużyn nie udawało się osiągnąć znacznej przewagi, gdyż ledwie kilku punktowe prowadzenie z obu stron było natychmiast niwelowane przez rywala. Dopiero sama końcówka trzeciej i czwarta kwarta wyłoniła zwycięzcę. W tym okresie ZETBUD włączył jakby wyższy bieg i zarówno w obronie jak i w ataku był bezlitosny dla przeciwnika punktując jego słabsze strony. MEGATOUR na tym etapie meczu nie był już w stanie odpowiedzieć na grę ZETBUDU, tym bardziej, że przeciwnik skutecznie wyłączył z gry największe zagrożenie MEGATOURU, czyli grę wysokich.
KIEŁBASA SHOW
Spotkanie pomiędzy drużynami bez porażki miało wyłonić drużynę, która po pierwszej rundzie gier okupować będzie fotel lidera. Spisujący się rewelacyjnie w tym sezonie BALTICUS przystępował do meczu nie jako kopciuszek lecz pretendent do tronu ŻULICKI natomiast chciał udowodnić, że od sezonu 2016/2017 nastała era tej ekipy jako dominatora rozgrywek. Jak się jednak okazało pierwsza połowa pojedynku była niezwykle wyrównana i zastanawiać się można było, jak długo grający w okrojonym składzie BALTICUS będzie stawiała czoła rywalowi. Nic bardziej mylnego, gdyż od trzeciej kwarty na boisku rządzili gracze rewelacji sezonu i to oni nadawali ton grze. Nie do zatrzymania dla przeciwnika (swoich niedawnych kolegów z drużyny) był Tomasz Kiełbasiński, któremu wtórował niezawodny snajper Adrian Małetko (6×3), obroną świetnie dyrygował Mariusz Fiedosewicz, a ambicja i wola walki pozostałych graczy, spowodowała całkowitą bezradność grającego w pełnym składzie ŻULICKIEGO. Ekipa Ogrodników zdołała w tym pojedynku uzbierać zaledwie 43 oczka, co przy znacznie lepszym osiągnięciu BALTICUSA, zakończyło się porażką różnicą 17 punktów.
AKROPOLIS PO DOGRYWCE
Spotkanie drużyn bez wygranej musiało być zacięte i w efekcie takie było, choć przebieg pierwszej połowy na to nie wskazywał. AKROPOLIS dość szybko uzyskał kilka punktów przewagi i spokojnie kontrolował przebieg meczu. BASKET natomiast nie potrafił tworzyć jedności zespołu, a w dodatku skuteczność graczy tej ekipy też szwankowała. Trzecia kwarta to jakby zupełnie inny mecz BASKET zaczął wykorzystywać stwarzane sytuacje, głównie za sprawą Łukasza Wichniarza i Pawła Pichety, a AKROPOLIS zaczęły nękać koszmary poprzednich spotkań, gdzie w co najmniej jednej kwarcie w meczu zespół praktycznie nie istniał na boisku. Mecz się wyrównał i przed decydującą kwartą jak się wydawało BASKET doszedł rywala na jeden punkt. Czwarta odsłona meczu to gra kosz za kosz i nerwy do ostatnich sekund, lecz do dogrywki doprowadził AKROPOLIS, który był o włos od porażki. W dogrywce natomiast przebudzenie AKROPOLISU i szybko objęte sześciopunktowe prowadzenie, mimo ambitnej walki BASKET nie był już w stanie zniwelować tej przewagi i ostatecznie doznał trzeciej porażki w sezonie, a AKROPOLIS odniósł pierwszy sukces.